Kosmetyki Testowane na Zwierzętach: Które Marki Unikać i Dlaczego?
- by admin
W drodze do perfekcyjnie wymodelowanych brwi, rzęs jak skrzydła motyla i skóry promiennej jak poranek w Toskanii czasem zapominamy, że ktoś może płacić za naszą urodę znacznie wyższą cenę — i to dosłownie. Mowa, oczywiście, o zwierzakach, które nie mają tyle szczęścia, co nasz pupil na kanapie. Kosmetyki testowane na zwierzętach nadal pojawiają się na półkach sklepów, mimo że XXI wiek już dawno zagościł w naszych kalendarzach. Czas więc wyostrzyć wzrok, wyłączyć autopilota podczas zakupów i sprawdzić, które marki omijać szerokim łukiem, zanim Twój portfel zagłosuje za cierpieniem bezbronnych istot.
Czy naprawdę wciąż to robią? Niestety, tak!
Zaskoczeniem może być fakt, że wiele globalnych marek kosmetycznych wciąż opiera swoje procedury testowe na… krzykliwie przestarzałych metodach. A mówimy o czasach, gdy samochody potrafią parkować same, a lodówki informują nas, że kończy się mleko. A jednak, niektóre firmy dalej uznają testy na zwierzętach za konieczność. Sytuacja jest szczególnie skomplikowana w krajach takich jak Chiny, gdzie prawo wymaga, aby niektóre kosmetyki przed wprowadzeniem na rynek były testowane na zwierzętach. I tak oto, marki, które chcą zdobyć chiński rynek, często przymykają oko na etykę w imię cyferek na koncie.
Które marki wciąż nie przeszły na jasną stronę?
Lista marek, które według organizacji takich jak PETA czy Leaping Bunny nadal stosują testowanie na zwierzętach lub nie są przejrzyste w tej sprawie, niestety nie jest krótka. Mowa tu o gigantach, takich jak L’Oréal, Estée Lauder, MAC, Clinique czy Maybelline. To marki znane z szerokiej dostępności i pięknych kampanii reklamowych. Piękne z zewnątrz, ale niekoniecznie piękne wewnątrz – jeśli wiemy, z jakimi praktykami są powiązane. Warto więc zerkając na etykietę sprawdzić, czy nie kryje się tam niewinna ofiara za wyjątkowy blask szminki.
Jak odróżnić dobre wróżki od czarnych charakterów?
W epoce kopiuj-wklej z Instagrama, gdzie hasło #crueltyfree pojawia się co pięć sekund, warto wiedzieć, jak rozpoznać prawdziwie etyczne produkty. Szukaj certyfikatów takich jak Leaping Bunny, Cruelty Free International lub PETA Approved. To nie są zwykłe naklejki – to swoista „karta szczepień” dla Twojej kosmetyczki. Jeśli chcesz więcej konkretów, jak rozpoznać kosmetyki testowane na zwierzętach, koniecznie zajrzyj pod wskazany link. Warto być klientem świadomym, a nie tylko pięknym.
Alternatywy, które nie wymagają sierści na ofierze
Na szczęście nie wszystko stracone. Rynek kosmetyków cruelty-free rośnie szybciej niż włos po keratynowym miracle shot. Marki takie jak The Body Shop, LUSH, e.l.f. Cosmetics, NYX czy polskie perełki jak Resibo i Yope udowadniają, że można tworzyć skuteczne i luksusowe kosmetyki bez robienia testów na puchatych przyjaciołach. Większość z nich idzie o krok dalej, oferując również produkty wegańskie i ekologiczne, bo jak dbać o siebie, to kompleksowo – z uwzględnieniem planety i jej mieszkańców.
Wybór należy do Ciebie – i jest potężniejszy, niż może się wydawać. Konsumenci mają ogromny wpływ na to, jak wygląda rynek. Swoimi decyzjami zakupowymi możemy wspierać firmy odpowiedzialne i tym samym pokazać, że nie chcemy ani tuszu do rzęs, ani podkładu kosztem życia innych istot. A co jeśli Twój ukochany bronzer pochodzi od marki testującej na zwierzętach? Cóż, może pora przysypać go sporą dawką empatii i poszukać równie olśniewającej alternatywy. W końcu piękno zaczyna się tam, gdzie kończy się cierpienie – i warto to mieć zawsze na oku (tuszowanym tylko etyczną mascarą).
W drodze do perfekcyjnie wymodelowanych brwi, rzęs jak skrzydła motyla i skóry promiennej jak poranek w Toskanii czasem zapominamy, że ktoś może płacić za naszą urodę znacznie wyższą cenę — i to dosłownie. Mowa, oczywiście, o zwierzakach, które nie mają tyle szczęścia, co nasz pupil na kanapie. Kosmetyki testowane na zwierzętach nadal pojawiają się na…